Miesięcznik Społeczno-Kulturalny MUTUUS:
Nr 14, marzec 2018
Kiedyś miałam tylko jedną obawę. Nigdy nic nie osiągnę.” Ludzie mówią stawiaj małe kroki, a ja nie umiem się nawet cofnąć”. Byłam pośrodku burzy, zasypana gradem, w szary dzień, pogrążona w wojnie z samą sobą. Niektóre myśli zostały do dziś.
Bez namysłu, odruchowo siadam na trawę, w cieniu drzewa. Czarne słuchawki pomagają odciąć się od wszystkiego. Obserwacje to chyba moje jedyne hobby. Ludzie skrywają w sobie niezliczone zapasy historii, problemów, radosnych chwil, wzlotów i upadków. Staram się zapamiętać każdą, jakby była najciekawszą opowieścią na świecie. Otwarty na kolanach, stary notes, zapisany po brzegi myślami już dawno pożółkł, a fale z kartek uformował deszcz i łzy. Spoglądając znad notesu, widzę każdego człowieka, jako osobną jednostkę. Właśnie tak lubię patrzeć na ludzi. To nie przypadkowy tłum, to wiele zupełnie innych osób o zupełnie innym życiu. Barczysty mężczyzna siedzący na ławce obok placu dla dzieci, wygląda co najmniej niebezpiecznie, jednak widziałam go parę miesięcy temu, siedzącego dokładnie na tej samej ławce. Był ze starszą osobą, swoją matką, kobietą w podeszłym wieku. Matka przysunęła się do niego i uścisnęła jego rękę, po czym powiedziała coś, co wywołało w nim morze łez. Każda kropla spływała niewinnie po jego policzku, zaszklony, pusty wzrok ulokował na chodniku. Kobieta wstała, a ten złapał ją za rękę i poszli prosto, oświetleni promieniami porannego słońca, z miłością bijąca od nich w każdym możliwym kierunku. Mężczyzna przyszedł tu następnego dnia, sam. Następnego również i tak w kółko, 7 dni w tygodniu. Ta sama ławka, na twarzy brak wyrazu, nieostre spojrzenie, które najpewniej dostrzegają nieliczni, w tym ja.
Po zdecydowanie długiej chwili straciłam poczucie czasu, którego tak rzadko używam. Podnoszę się i pakuję odtwarzacz, słuchawki i notes do torby. Czuję nagłą potrzebę wypicia kawy. Kawiarnia znajduje się niedaleko parku, więc doszłam tam bardzo szybko. Kawa to chyba mój ulubiony napój, jest świetna na wszystko. Pijąc ją rozwiązujesz problemy, rozmyślasz. Potrafi dopasować się do każdej sytuacji od towarzystwa przy dobrej lekturze, do umilania słonecznych i pełnych życia poranków. Zajmuję dwuosobową kanapę przy oknie i spoglądam na ulice. obok przechodzącej przez pasy grupy dziewczyn przelatuje ptak, który ze spokojem siada na niziutkim ogrodzeniu. Tyle w nim swobody i wolności tak głośnej, że słychać ją z pomieszczenia, wolności tak przeze mnie upragnionej, że aż rzeczywistej. W życiu staram się dążyć do wypełnienia nią całej mnie.
Chyba zaraz czternasta. Powinnam się już zbierać do powrotu, ale przyjemny chłód klimatyzatora nie pozwala mi wstać z wygodnego siedzenia, by wyjść na przerażający upał.
Siedzę tak parę minut, a później wychodzę, gdy palące słońce na chwilę zaszło za chmury, a ja swobodnie mogę przejść przez ulicę nie mrużąc oczu. Mijam wiele ludzi. O tej porze jest ich więcej. Z wielu twarzy bije radość i letni blask. Niedługo wakacje. Nastolatkowie wysoko znudzeni wyjdą na ulice miast z jak zwykle świetnymi pomysłami na spędzanie czasu, a w powietrzu będą unosiły się zapachy kwiatowych perfum, słodkich lodów i papierosów w przyciemnionych uliczkach czy przy parkowych ławkach. Moje ulubione miejsca będą się przeludniały. Docieram do mieszkania, a w progu wita mnie mój współlokator Oliver.
— Jakieś nowe wieści ze świata Abby?
— Zabawne. Ale dowiedziałam się dzisiaj, że zamykają ten bar niedaleko biblioteki. Na naszej ulicy zrobi się spokojniej. — powiedziałam z ulgą wieszając kurtkę na wieszak Byłam też w cukierni i widziałam świeże kremówki, więc kupiłam parę. — patrzył się w moje oczy łagodnym spojrzeniem jakby chciał mi o czymś przypomnieć.
— Dobrze wiesz, że nie o to pytam.
— Tak, wszystko w porządku. Odpoczywałam na trawie.
— Wiem, że ostatnio wszystko się zmienia, ale... — Zawahał się i nie dokończył — To co gotujemy na obiad? Może zjemy razem na mieście?
— Wiesz, nie musisz się o mnie martwić, już wszystko przyjęłam, nie jestem zdołowana, brak pracy i ulubionego kota to nie koniec świata.
— Cieszę się. To co, obiad?
— Chętnie, może jutro? Muszę jeszcze ogarnąć nowe zdjęcia, zrobiłam dzisiaj parę ciekawych
— Dobra, pójdę sam — Prychnął. Obrócił się na pięcie, sięgając swoją letnią, bordową kurtkę z górnej półki na korytarzu, wykonał dynamiczny ruch w stronę drzwi i wyszedł, pozostawiając po sobie hałas stawiania ciężkich, butów na drewnianych schodach.
Zakluczyłam drzwi od środka i chwilę stałam przed nimi jakbym nie wiedziała co mam robić. Po chwili otrząsnęłam się i ruszyłam do mojego pokoju. Sypialnia była nieduża, z białymi kiedyś ścianami, teraz pokrytymi zdjęciami, zapiskami i wydrukami. Po lewej stronie, przy zasłoniętym obszernymi zasłonami oknie, stało wysokie łóżko przykryte narzutą z motywem czerwonych róż. Dość ładne i jasne połączenie, jak na mój pokój. Raczej nie jestem mistrzem kompozycji lub dekorowania czegokolwiek, a tym bardziej wnętrz, dlatego to zadanie powierzyłam Oliverowi i tak oto z starej kamienicy z żółtymi ze starości ścianami stworzyliśmy przytulne mieszkanie w stylu modern. Oliver po przeprowadzce był tak dumny z tego co dokonał, że jeszcze przez co najmniej pół roku nie pozwalał dotykać ścian, meble były odsunięte od każdej o minimum 5 centymetrów, kuchni używaliśmy w ostateczności. Niespecjalnie mi to przeszkadzało, bo większość posiłków jemy na mieście, gotując tylko na specjalne okazje z braku czasu lub umiejętności.
Zdjęłam bluzę, chwyciłam laptop i rzuciłam się na łóżko zniekształcając idealnie położoną na nie narzutę. Po otworzeniu laptopa, wgapiam się w ekran tak długo, że oczy zaczęły mnie lekko piec. Widzę e — maila.
— Współpracownicy — Mówię sama do siebie i głośno przełykam ślinę. Standard. Formalności po odejściu z pracy. Jednak witaj wolności! Nie mogłam dalej pracować, wiedziałam, że powinnam robić cokolwiek, żeby zarobić jakieś pieniądze, ale narazie muszę odpuścić. Może powinnam zacząć zarabiać na fotografii? To tylko marzenia, ale wiem, że się spełniają.
Wieczorem Alex wrócił do domu, a w zasadzie wparował. Z impetem wszedł przez drzwi i pobiegł do mojego pokoju.
— Olly!! Nie w butach — Krzyknęłam oburzona. Dalej Stał głośno dysząc.
— Weź swój plecak, zabiorę cię gdzieś — Uśmiechnął się i zaczęliśmy się pakować.
Kolejne marzenie spełniło się szybciej, niż ktokolwiek by się tego spodziewał.
*
— Gdyby nie moje roztargnienie nie wiedziałbym, że istniejesz — Zaczął, przerywając wcale nie niezręczną ciszę — Jak bez ciebie trafiłbym wtedy do tej księgarni?
— Gdyby nie moja odwaga też bym tego nie wiedziała — podnoszę głowę dumna czekam na odpowiedź
— Że istniejesz?
— Że kiedyś żyłam, że powstałam jak feniks z popiołów i znów jestem w grze. Z triumfem. Możesz mnie za to nienawidzić, pozwalam — Uśmiechnęłam się na koniec, a on zaśmiał się krótko i popatrzył w moją stronę.
— Uwielbiam Cię za to. Naucz mnie tej obrzydliwej wiary w siebie.
— Daj mi trochę czasu.
Kolejne minuty mijały. Może godziny… Nie czułam upływu czasu. Byliśmy razem i to mi wystarczyło. W jednej chwili czułam cały wachlarz emocji, byłam wolna, szczęśliwa i pełna beztroski. Radio grało nasze ulubione przeboje. Te, które gdy słyszeliśmy, natychmiast porywały do tańca i śpiewu pomimo, że nam obojgu nie pisana jest kariera wokalisty. Stare, porwane fotele samochodowe nagle stały się wyjątkowo wygodne. Za oknami, choć tak brudnymi, wyraźnie rysowały się dotychczas najpiękniejsze widoki, jakie widzieliśmy w naszym życiu, które nieustannie fotografowałam. NASZYM życiu. Życie posiada wiele krętych uliczek, a fart chciał, żebyśmy zabłądzili skręcając w tę samą. Czy wierzę w prawdziwą przyjaźń? Odpowiedzią jest wiele momentów. Najjaśniejszym z nich jest właśnie ten, bo nic innego nie może tłumaczyć ucieczkę w byle jaką stronę świata, w ledwo poruszającym się samochodzie, bez pieniędzy, ani walizek, ale pomimo tego, bycie szczęśliwym. Takim szczęśliwym, jakim nigdy jeszcze się nie było.
— Czy mogę tęsknić za czymś, czego nienawidzę? — zaczęłam.
— To wyjątkowo zwariowane, nawet jak na ciebie więc… tak. Co masz na myśli? Mam nadzieję, że nie każesz mi zawracać.
— Nawet jeśli, posłuchałbyś?
— Abbie — Westchnął zerkając na mnie błagalnie mając nadzieję, że nie wymyśliłam znów nic głupiego.
— Oj tak tylko się zastanawiam kiedy i czy mamy zamiar wrócić do rzeczywistości.
— Nie sądziłem, że tak szybko zatęsknisz za nudną rzeczywistością.
— Wcale, próbuję tylko dać ci do zrozumienia, że powinieneś wiedzieć w co się pakujesz proponując mi ucieczkę.
— Jeśli chcesz wiedzieć, to miałem i mam w planach wpakować się tak, żeby zapewnić moje i twoje “na zawsze” wspaniałym. — Oboje wiedzieliśmy, że wszystko obróci się o sto osiemdziesiąt stopni, ale na to właśnie liczyliśmy.
Niewiele osób wytrzyma nacisku społeczeństwa, prędkości świata i zakłamania dookoła siebie. My nagle, pewnego najnormalniejszego wieczoru, postanowiliśmy wydostać się ze zgiełku miasta, broniąc naszych wartości, spokoju i piękna natury.
Jechaliśmy już 2 dzień, śpiąc w aucie, zatrzymując się na stacjach i podziwiając piękno świata, uwieczniając je przy okazji na zdjęciach. Od razu poczuliśmy, że tak naprawdę nigdy nie potrafiliśmy żyć w pełni.
Nadszedł kolejny wieczór. Przejeżdżając przez jedno z miasteczek natknęliśmy się na piękny punkt widokowy. Postanowiliśmy przejść się na samą górę drewnianej wieży.
Od zawsze naszą ulubioną częścią dnia było opowiadanie o snach. Wpatrywaliśmy się w gwiazdy i wyobrażaliśmy sobie kolejne wyśnione sceny nadając im sens oraz dopełniając ich fabułę, przy niektórych wpadając w głębszą refleksję.
Najbardziej w życiu lubię marzyć. Sny potrafią napełniać mnie inspiracją do kolejnych marzeń, natychmiast zamienianych w cele konieczne do spełnienia. Oboje jestesmy lekkoduchami. Nieustraszeni melancholicy, malujący swoje życie jakby na płótnie, wypełniając je niesamowitymi momentami. Życie to momenty, zlepek zdarzeń mniej lub bardziej ważnych, a najistotniejsze jest to, by przeżywać je całym sobą. Wciąż jestem tu na ziemi, jak każdy, z jedną małą różnicą, na mojej części ziemi drogi prowadzą tam, gdzie sięga moja wyobraźnia. Życzę każdemu, by jego wyobrażnia sięgała ponad horyzont. Bo choć świat się zachwieje, życie zszarzeje, ja pozostanę spokojna. Odnalazłam swój spokój. Teraz już żyję pełnią, oddycham słońcem, marzę prawdą i widzę jasno. Żyję na nowo. Żyjemy prawdziwie, od nowa. Zmiany wyzwalają.
Utwór dostępny na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0